Po skromnym, tym razem hotelowym śniadaniu startujemy z Barstow. Pierwszym punktem wyprawy jest „ghost town” Calico.
Założone około 1850 roku przy kopalni srebra. W szczycie jego populacja sięgała 1200 mieszkańców, opustoszało w momencie gdy ceny srebra mocno spadły. Na dzień dzisiejszy miasteczko działa jako atrakcja turystyczna. 8 dolarów i możesz poczuć się troche jak w Westernie. Niestety wszystko dość mocno skomercjalizowane, ciężko powiedzieć co zostało oryginalne, a co zostało dobudowane tylko po to by zwabić turystów.
Od Vegas dzieli nas jakieś 200 km, dlatego też wzbogacamy naszą trase o Park Narodowy Mojave. Po zjezdzie z autostrady ukazuje nam się droga rodem z amerykańskich filmów: długa prosta i co najważniejsze jesteśmny na niej sami. Krajobrazy… co tu wiele mówić: pustynia, skały, więcej skał, troche inne skały.
Po drodzze mamy widok na piaskowe wydmy i Joshua trees. W samym środku pustyni napotykamy na centrum turystyczne z małym muzeum, w ĸtorym możemy zobaczyć jak wygląda pustynia w zimie oraz jakie zwierzęta ją zamieszkują.
Po raz kolejny przekonaliśmy się, że na pustyni jest meeega gorąco, przyjemny chłód dawaly jednak drzewa posadzone przy muzeum.
Po drodze wstępujemy jeszcze do Outletu w poszukiwaniu super tanich markowych ciuchów. Niestety ceny wcale nie są dla nas, aż tak atrakcyjne jak się mówi.
Przed samym Las Vegas widzimy dziwny typ elektrowni słonecznej. Oddana do użytku w tym roku. Gotuje wode i napędza turbiny parowe. Podobno niezle upala ptaki. Blask na szczycie wież to niesamowity widok!