W końcu naszym oczom ukazują się wysokie zabudowania po środku pustyni. Dojeżdzamy do Las Vegas! Odnalezienie naszego hotelu jest banalnie proste, jako że ma wysoką wieżę widokową (troche jak Fernsehturm w Berlinie). Pierwsze co, korzystamy z basenu na dachu hotelu. Jako goście hotelowi mamy bezpłatny wstęp na wieżę. Widok zapiera dech w piersiach. Na szczycie wieży znajduje się mini wesołe miasteczko. Fajnie popatrzeć, nigdy jednak nie odważylibyśmy się skorzystać.

Tego dnia wybieramy się jeszcze do Hotelu Circus Circus (z ogromnym wesołym miasteczkiem w środku), który wydaje się być bardzo blisko. Wniosek na dzień następny: Nigdy więcej bez auta!! Nawet jeśli coś wydaje się być tuż za rogiem, to najprawdopodobniej dzieli cię od tego ze 2 km oraz kilku napotkanych bezdomnych.

Następny dzień zaczynamy od tamy Hoovera i Muzeum testów atomowych. Następnie największa atrakcja Vegas czyli zwiedzanie hoteli. Najpierw Excalibur, wyglądający jak zamek Disneya. Tutaj w części dziecięcej kasyna wygrywamy 4 ołówki!

Następnie udajemy się do Luxoru, wyglądajęcego jak piramida egipska. Ten hotel zrobił na nas największe wrażenie, swoją architekturą. Środek piramidy jest wydrążony: jest tam galeria handlowa i kasyno. Pokoje to ściany piramidy. W pobliżu był jeszcze New York, więc strzeliliśmy sobie fotki ze Statuą Wolności.

Kolejny hotel i mamy zaliczony Paryż i wieże Eiffla. W każdym są oczywiście różne dodatkowo płatne atrakcje by zwabić turystów jak naprzyĸład muzeum Titanica, wesołe miasteczko, turnieje rycerskie.
Planujemy zwiedzić jeszcze kilka hoteli, ale napotykamy budkę z biletami last minute na rożne shows. Po krótkim zastanowieniu decydujemy się kupić bilety na show Davida Copperfielda (tak tak tego prawdziwego z telewizji!)
Przed show postanawiamy dopłacić troche do naszego pokoju i oddajemy kilkanaście dolarów różnorakim jednorękim bandytom. Ruletka też nie przynosi nam kosmicznych zysków. Wartość oczekiwana bezwzględnie dąży do zera. Uciekamy gdy Arek próbuje zastawić kluczyki do Hondy. Jak się od tego ludzie uzaleznaja to nie wiemy nadal.
Show Davida Copperfielda odbywa się w bogatszym hotelu. Po piętnastu minutach zaczyna się. Ogladać wyczyny tego gościa w telewizji to jedno. Zobaczyć na żywo to drugie. Koleś znikał. Pojawiał się w środku widowni, w kłębach dymu, niemalże na naszych oczach. Wyczarował na scenie cadilaca. Znikąd na scenie pojawił się samochód. Potem gwóźdz programu. Losowo wybiera z widowni 13 osób. Naprawdę losowo: ludzie odbijają piłki aż do końca muzyki. Arek prawie złapał piłke. Ludzie wędrują na widownie, zasłania ich plandeka. Po 15 sekundach pojawiaja się w ostatnim rzędzie widowni. Tak po prostu.
Show był wart każdego dolara. Koleś jest magiem, bo ja tego wyjaśnić nie umiem. Nawet zakładając że wszyscy ludzie byli podstawieni albo mieli brata bliźniaka to tego cadilaca na scenie wyjaśnić nie mogę. Tych głupot w stylu pojawiania się i znikania to już nawet nie biorę pod uwagę, ot normalka.
Arek w hotelu pyta wujka Google o sztuczki tego gościa. Nic nie znajduje. Magia.