P1030871

Route 66

Opuszczamy Las Vegas, bez fortuny, za to z mnóstwem planów.

Nasz cel to Flagstaff. Można pojecach autostrada lub historyczna drogą 66. Wybieramy oczywiścię tę drugą opcje.

P1030861

Po drodze wpadamy na ośrodek wypoczynkowy przy rzece Kolorado. Muszę się jak zwykle wykąpać. Dodatkowo zadziwia system parkowania. Obok każdej wiaty jest miejscie na samochód. Amerykanie nie lubia chodzić. Woda ciepła ale kamienie śliskie. Po dwudziestu minutach i kilku bułkach z masłem orzechowym jedziemy dalej.

P1030871

Wjeżdzamy na drogę 66 w Forcie Mohave. 30 mil pustkowia i trafiamy na miasto z osłami pałetającymi się po drodze.

P1030876

Następne 30 mil i kolejne miasto, Kingman. Potem następne, Peach Springs. Tam też zjadamy tradycyjne tortille okolicznych Indian. Porcja może zabić. Tutaj wszystko musi być największe. W każdym miescie wystylizowany sklep z epoki. Pozatym to droga, pustkowie. Atrakcja na drodzę są zakręty. Jeden na 10-15 mil.

P1030897

Czasami mijamy rowerzystów biorących udział w Race Across America. Jak sama nazwa wskazuje to wyścig od wybrzeża do wybrzeża. My w tym upale ledwo wytrzymujemy chodząć. Jak oni w tym skwerze jadą to nie wiemy.

Ostatnie miasto przed Flagstaff mijamy już praktycznie w biegu. Sciemnia się już a jutro trzeba wczesnie rano wstać.

P1030797

Hoover Dam

Zbudowana w 1935, największa tama swoich czasów. Postanawiamy obejrzeć ten cud inżynierii. Droga zajmuje kilkanaście minut. Mijamy sławną Pizzerie Cicies. Kontrola na rogatkach ogranicza się do stwierdzenia że nie jesteśmy z ‚tej’ religi. Parking przy tamie kosztuje 10 dolców, sto metrów dalej jest darmowy. Oszczędzanie w Stanach jest łatwe. Pare kroków i jesteśmy już na samej tamie. Robi wrażenie! Po chwili jednak docierado nas, że lepszy widok czeka na nas na moście wybudowanym obok. Do 2010 roku ruch kołowy odbywał się po tamie i powstawały olbrzymie korki.

Krótka wspinaczka na most i widzimy tamę w całej okazałości. Wracając spotykamy Amerykanina, który pyta czy wspinaczka (czyli 30 schodków) jest warta widoku. Nie wybudowali parkingu na moście i jest kłopot.

P1030797

Wracajac zahaczamy o Nevada Nuclear Testing Site Museum. Ani podoba się symulacja wybuchu jądrowego która zrywa jej z głowy kapelusz.

P1030858

Las Vegas

W końcu naszym oczom ukazują się wysokie zabudowania po środku pustyni. Dojeżdzamy do Las Vegas! Odnalezienie naszego hotelu jest banalnie proste, jako że ma wysoką wieżę widokową (troche jak Fernsehturm w Berlinie). Pierwsze co, korzystamy z basenu na dachu hotelu. Jako goście hotelowi mamy bezpłatny wstęp na wieżę. Widok zapiera dech w piersiach. Na szczycie wieży znajduje się mini wesołe miasteczko. Fajnie popatrzeć, nigdy jednak nie odważylibyśmy się skorzystać.

P1030789

Tego dnia wybieramy się jeszcze do Hotelu Circus Circus (z ogromnym wesołym miasteczkiem w środku), który wydaje się być bardzo blisko. Wniosek na dzień następny: Nigdy więcej bez auta!! Nawet jeśli coś wydaje się być tuż za rogiem, to najprawdopodobniej dzieli cię od tego ze 2 km oraz kilku napotkanych bezdomnych.

P1030819

Następny dzień zaczynamy od tamy Hoovera i Muzeum testów atomowych. Następnie największa atrakcja Vegas czyli zwiedzanie hoteli. Najpierw Excalibur, wyglądający jak zamek Disneya. Tutaj w części dziecięcej kasyna wygrywamy 4 ołówki!

P1030816

Następnie udajemy się do Luxoru, wyglądajęcego jak piramida egipska. Ten hotel zrobił na nas największe wrażenie, swoją architekturą. Środek piramidy jest wydrążony: jest tam galeria handlowa i kasyno. Pokoje to ściany piramidy. W pobliżu był jeszcze New York, więc strzeliliśmy sobie fotki ze Statuą Wolności.

P1030843

Kolejny hotel i mamy zaliczony Paryż i wieże Eiffla. W każdym są oczywiście różne dodatkowo płatne atrakcje by zwabić turystów jak naprzyĸład muzeum Titanica, wesołe miasteczko, turnieje rycerskie.

Planujemy zwiedzić jeszcze kilka hoteli, ale napotykamy budkę z biletami last minute na rożne shows. Po krótkim zastanowieniu decydujemy się kupić bilety na show Davida Copperfielda (tak tak tego prawdziwego z telewizji!)

Przed show postanawiamy dopłacić troche do naszego pokoju i oddajemy kilkanaście dolarów różnorakim jednorękim bandytom. Ruletka też nie przynosi nam kosmicznych zysków. Wartość oczekiwana bezwzględnie dąży do zera. Uciekamy gdy Arek próbuje zastawić kluczyki do Hondy. Jak się od tego ludzie uzaleznaja to nie wiemy nadal.

Show Davida Copperfielda odbywa się w bogatszym hotelu. Po piętnastu minutach zaczyna się. Ogladać wyczyny tego gościa w telewizji to jedno. Zobaczyć na żywo to drugie. Koleś znikał. Pojawiał się w środku widowni, w kłębach dymu, niemalże na naszych oczach. Wyczarował na scenie cadilaca. Znikąd na scenie pojawił się samochód. Potem gwóźdz programu. Losowo wybiera z widowni 13 osób. Naprawdę losowo: ludzie odbijają piłki aż do końca muzyki. Arek prawie złapał piłke. Ludzie wędrują na widownie, zasłania ich plandeka. Po 15 sekundach pojawiaja się w ostatnim rzędzie widowni. Tak po prostu.

Show był wart każdego dolara. Koleś jest magiem, bo ja tego wyjaśnić nie umiem. Nawet zakładając że wszyscy ludzie byli podstawieni albo mieli brata bliźniaka to tego cadilaca na scenie wyjaśnić nie mogę. Tych głupot w stylu pojawiania się i znikania to już nawet nie biorę pod uwagę, ot normalka.

Arek w hotelu pyta wujka Google o sztuczki tego gościa. Nic nie znajduje. Magia.

P1030764

Mojave

Po skromnym, tym razem hotelowym śniadaniu startujemy z Barstow. Pierwszym punktem wyprawy jest „ghost town” Calico.

P1030748

Założone około 1850 roku przy kopalni srebra. W szczycie jego populacja sięgała 1200 mieszkańców, opustoszało w momencie gdy ceny srebra mocno spadły. Na dzień dzisiejszy miasteczko działa jako atrakcja turystyczna. 8 dolarów i możesz poczuć się troche jak w Westernie. Niestety wszystko dość mocno skomercjalizowane, ciężko powiedzieć co zostało oryginalne, a co zostało dobudowane tylko po to by zwabić turystów.
Od Vegas dzieli nas jakieś 200 km, dlatego też wzbogacamy naszą trase o Park Narodowy Mojave. Po zjezdzie z autostrady ukazuje nam się droga rodem z amerykańskich filmów: długa prosta i co najważniejsze jesteśmny na niej sami. Krajobrazy… co tu wiele mówić: pustynia, skały, więcej skał, troche inne skały.

P1030764

Po drodzze mamy widok na piaskowe wydmy i Joshua trees. W samym środku pustyni napotykamy na centrum turystyczne z małym muzeum, w ĸtorym możemy zobaczyć jak wygląda pustynia w zimie oraz jakie zwierzęta ją zamieszkują.

P1030776

Po raz kolejny przekonaliśmy się, że na pustyni jest meeega gorąco, przyjemny chłód dawaly jednak drzewa posadzone przy muzeum.

Po drodze wstępujemy jeszcze do Outletu w poszukiwaniu super tanich markowych ciuchów. Niestety ceny wcale nie są dla nas, aż tak atrakcyjne jak się mówi.

P1030782

Przed samym Las Vegas widzimy dziwny typ elektrowni słonecznej. Oddana do użytku w tym roku. Gotuje wode i napędza turbiny parowe. Podobno niezle upala ptaki. Blask na szczycie wież to niesamowity widok!

P1030729

Santa Monica

Drugi dzień to leniuchowanie i zakupy. Zaczynamy od podróży na plaże i molo w Santa Monica.  Wielkie molo, koniec Route 66 oraz małe przypomnienie  ile kosztuje amerykański styl życia.

P1030732

Cena chyba niewielka jak za tania benzyne, wielkie przestrzenie i prawie że darmowe jedzenie.

Znajdujemy Niemiecki akcent na promenadzie!

P1030730

Muszę wykapać się w Pacyfiku. Woda zimna ale trzeba. Okazja może się nie powtorzyć.

P1030739

Słońce zaczyna naprawde mocno piec, wiekszość ludzi leży na plaży w ubraniach.

Następny punkt wizyty to zakupy! Walmart okazuje się wesołym miejscem. Ogólnie zakupy mogą zdziwić:

  • Masło orzechowe w słoiku 1,81 kg (sic!)
  • Jogurt naturalny w najmniejszym opakowaniu 0,9 kg
  • Jogurt smakowy, oczywiście mozną kupić mniejszy.
  • Piwo w puszkach 0,9 L

Próbojemy odnaleźć okazje eksportowe:

  • Ania znajduje tanie kosmetyki, tusze, podkłady
  • Arek nie ma tyle szczęścia, drogie nożyki Gillete, drogie karty SIM
  • Jedzenie taniocha

Próbojemy kupić normalne jedzenie, trafiamy do Farmers Market (drogi sklep z jedzeniem naturalniejszym)

  • Litr kefiru, 4,5 dolara, produkt luksusowy
  • Nie moge znaleźć nigdzie skrobi ziemniaczanej!
  • W koncu duże stoisko z warzywami, wybór niesamowity. 20 rodzajów fasoli.

Na koniec zwykła galeria handlowa, ciuchy. Nie znajdujemy nic na miare ulubionego Primarka czy C&A.

Na obiad trafiamy do ciekawej knajpy:

  1. Kupić miske za 7,95 $
  2. Konkurs kto upcha do niej więcej warzyw i mięsa. My odpuszczamy przy pełnej misce. Amerykanie defniują pojęcie pełnej miski na nowo. Dwa kilogramy warzyw i mięsa do miski homologowanej na pół kilo to żaden problem.
  3. Pani z obsługi kończy zawody dorzucając mnóstwo makaronu na szczyt. Można przerwać proces krzycząc „dość!”, pani jednak będzie zawiedziona.
  4. Na koniec obsługa wszystko smaży i można jeść!

Tusza amerykanów przestaje być zagadką.

Wyjeżdzamy z Los Angeles, 200 mil i lądujemy w Barstow, przedsionku pustyni Mojave.

Otworzenie drzwi klimatyzowanego auta powoduje szybki odruch ich ponownego zamknięcia. Na zewnatrz chyba z 40 stopni.

P1030648

Los Angeles

Dzień rozpoczęty amerykańskim śniadaniem nie może być zły. Dwa jajka, bekon, kiełbaski, naleśniki oraz nieskończona dolewka kawy obudzi każdego. Nawet kogoś kto nie przespał połowy nocy bo organizm z uporem maniaka twierdził, że to środek dnia.

Jedziemy do Hollywood, ale chmury sprawiają, że zmieniamy plany. Chcemy mieć ładny widok na Los Angeles, więc odwracamy plany i jedziemy do Torrance Aircraft Museum

Musiałem odwiedzić to małe hobbystyczne muzeum lotnictwa gdyż mają tam jeden z dwóch egzemplarzy YF-23, który po prostu musiałem zobaczyć.  W mojej opini najładniejszy samolot świata.

P1030636

Krótka wizyta i jedziemy na zabookowaną wycieczke po Warner Bros Studios. Ogladamy plany filmowe. Przewodnik sypie anegodami i historyjkami z udziałem gwiazd. Widzieliśmy plan Friendsów, Big Banga i Foresterów.  Kino odarte z magii. Kręcac scene na plaży wysypują piasek na parking, bo tak taniej. Drzewa golą z lisci i montuja takie pożółkłe gdy w lecie muszą kręcic scenę jesienną. No i plany wydają się mniejsze niż w telewizji. Kamera dodaje nie tylko kilogramów ale i powiększa wszystko.

P1030671

Kolejny punkt wizyty to Griffith Observatory z którego jest najlepszy widok na Hollywood (ten napis na wzgorzu). Niestety smog jest wszechobecny.

P1030689

Wspinaczka do obserwatorium jest nagrodzona wspaniała panoramą  Los Angeles.

P1030685

Dzień kończy wizyta po Hollwood Boulevard. Ulica z najsławniejszym kinem w okolicy, China Theater, aleja gwiazd i mnóstwem turystycznego kiczu.

P1030707

Dzień kończymy małym burito w Taco Bell za dwa dolary sztuka. Zaliczenie wszystkich sławnych fast-foodów to nasz punkt honorowy wyprawy.

 

P1030607

Podróż

Startujemy w Berlinie. Frankfurt mija powoli i nudno. Żadnych przeżyć i wątpliwości czy zdążymy. Lot, 11 godzin mija na wcinaniu jedzenia donoszonego przez cały czas i ogladaniu filmów, które widzieliśmy już setny raz.

Po wylądowaniu pytanie: czy wpuszczą nas do USA? Kolejka do Immigration Officera zajmuje następne dwie godziny (od 16 do 18). Czekała tak na oko zawartośc dwóch lub trzech 747, jakieś 1000 osób. Celnik znudzonymi i zmęczonymi oczami przybija pieczątkę i lecimy dalej. Nie zadawał podchwytliwych pytań.

Najem samochodu to następna godzina. Ania już zasypia na stojąco, ja kręce się po krótkiej alejce wybierajac samochód. Od przybytku boli głowa bo jak wybrać między Jeepem, Dodgem a inny potworem? Okazuje się jednak, że uroczy Hyundai Tuscon (chyba ix35) ma cale 9 mil przebiegu(czyli nowy). Wygrała koreańska myśl techniczna.

Dojazd do hotelu przebiega bez większych niespodzianek. Automatyczna skrzynia biegów powoduje tylko trzy hamowania awaryjne, gdy lewą nogą szukam sprzęgła.

Po dotarciu do hotelu* pozostaje tylko isc spac. Roznica czasu zbiera swoje zniwo.

*hotel czyli wspólne łazienki (to robią jeszcze takie?), skrzypiące drzwi i okna oraz inne atrakcje.

 

Santa-Monica-Pier-Kristen-Beinke

Ostatnie chwile w pracy

Od samego rana odliczamy w pracy godziny, a teraz nawet już minuty do urlopu. Jeszcze tylko 45 minut i urlop będzie można uważać za rozpoczęty. Trzeba dopakować walizki, załatwić online check-in i można ruszać w kierunku Berlina!!

Wylot: piątek 10.45 z Berlina do Frankurtu. 14.05 wylatujemy do LosAngeles. Planowo na miejscu mamy być o 16.45 (czyli 1.45 naszego czasu).

Jesli sil wystarczy to juz jutro wieczor zakonczymy na plazy w Santa Monica

Santa-Monica-Pier-Kristen-Beinke